Dowiedz się więcej
Przeczytaj artykuł
Dowiedz się więcej
Przeczytaj artykuł
Dowiedz się więcej
Jedną z nich jest sensacyjność, przekolorowanie podobne mało obiektywnym zniekształceniom dziennikarskim, a nawet zbliżone do treści brukowców. Zawartość Internetu jednak w odróżnieniu od gazet tradycyjnych sprzed jego ery nie znika, panuje powszechna opinia, że jego treści są nieusuwalne, a odpowiedzialność za ich zamieszczanie i powielanie jest znikoma i rozmyta. Istotnie, nawet poważne instytucje miewają trudności z regulowaniem treści zamieszczonych online, czego dowodem są sprawy zniesławień, wpływania na wyniki wyborów, czy najnowsze odniesienia do pandemii. Jeszcze inna funkcja Internetu to umożliwianie działań sygnalistów, organizacji pozarządowych czy spontanicznych ugrupowań osób (flashmob). Sieć jest często potępiana za przeseksualizowany, brutalny charakter znacznej części jej treści, zawierający komunikaty nadmiernie wprost i często błędne, zniekształcone. Często nie jest łatwo odróżnić informacje i oferty bałamutne od sensownych, czy nieco błędne, choć pełne dobrej woli, opisy własnych doświadczeń użytkowników od złośliwego trollingu. Treści w sieci przypominają niekiedy raczej bazgraninę na płotach czy w toaletach niż szpalty rzetelnych publikatorów weryfikowane przez odpowiedzialne redakcje. Co gorsze, w wymienionych sytuacjach nośnik jest ten sam, datowanie dla zwykłego czytelnika niepewne, a kraj jurysdykcji oraz aktualne miejsce przekierowania i położenia czytanego materiału nieoczywiste. Łatwo zatem o tzw. fake news, hybrydy informacji prawdziwych i sfabrykowanych. Te wszystkie wady obarczają internetowy obraz terapii i psychoterapeutów.
Jak zwykle w przypadku każdego rodzaju opinii konsumenckich bardzo często przeważają oceny negatywne osób urażonych, zawiedzionych, w konflikcie, procesie zemsty lub formułowane przez konkurencję. Nie wiadomo bowiem w wielu wypadkach, kto informację napisał (wnikanie czy adres mailowy autora wpisu jest prawdziwy, adres IP zamaskowany czy autentyczny, użytkownik zweryfikowany przez administratora, ile razy został ostrzeżony, a nawet zbanowany, choć pozostały zamieszczone przez niego treści). Rozstrzyganie takich niejasności wymaga umiejętności większych niż rozpoznanie fałszywego banknotu.
Wprawdzie istnieją strony rzetelne, zamieszczające tylko opinie zweryfikowanych ekspertów ale mogą istnieć łudząco podobne adresy i domeny udające je lub polemiczne o wartości znikomej lub po prostu szkodliwe. Nie brakuje też nieetycznych ofert (niestety, jak można wnioskować z podaży, zapewne znajdujących popyt) sztucznego poprawiania obrazu dostarczyciela psychoterapii (jak i innej usługi). Autorowi jest wprawdzie trudno wyobrazić sobie klinicystę chirurga czy kardiologa, a tym bardziej psychoterapeutę zamawiającego sobie w firmie (trudno nawet określić jakiej: reklamowej? public relations? informatycznej?) zbiór pozytywnych opinii na temat umiejętności zawodowych czy zalet gabinetu. Samo korygowanie opinii oszczerczych jest oczywiście uzasadnione, ale dość trudne z wcześniej opisanych powodów niewielkiej regulowalności i rozmiarów sieci. W przypadku psychoterapii jest też prawdopodobne, że w odróżnieniu od kupującego żelazko, rolki lub samochód, pacjent może nie chcieć podawać swoich danych podpisując opinie ani tym bardziej dostarczać możliwości weryfikacji tożsamości albo dokonywać autoryzowanego wpisu na stronie „firmy”, czyli w tym wypadku placówki leczącej. Publiczna polemika terapeuty (czy w ogóle lekarza) na stronie internetowej z pacjentem lub kimś personalia pacjenta używającym jest w ogóle wątpliwa etycznie i według autora niniejszego tekstu niedopuszczalna z powodu tajemnicy zawodowej oraz praktycznej nieweryfikowalności tożsamości takiego „rozmówcy”.
Dodatkowe zamieszanie jest spowodowane przez zamęt terminologiczny – terapeutami lub psychoterapeutami nazywani bywają (a i sami się tak niekiedy określają) rozmaici nieterapeuci: guru, masażyści, oferujący terapię zajęciową, doradcy życiowi, radiesteci, zielarze, znachorzy, bioenergoterapeuci, jarmarczni hipnotyzerzy (nie hipnoterapeuci), psycholodzy bez wykształcenia kierunkowego, tak zwani „lekarze medycyny alternatywnej”, „specjaliści medycyny ludowej” i podobne osoby.
Dlatego analizę obrazu terapeutów i terapii przez nich oferowanej dostępnego w sieci należy zacząć od ustalenia, kto jest terapeutą, czym różnią się zawody działające w psychoterapii (co opisywano szerzej w innych tekstach. Następnie należy oddzielić warstwy „szkalowania konkurencji”, „ukrytej reklamy”, a także wziąć poprawkę na fakt, że pochwały są mniej widoczne, mniej sensacyjne i mniejsza jest motywacja do ich zamieszczania niż skarg i „przestróg”. Pewna asymetria wynika też z etycznych oporów i zakazów proporcjonalnego „bronienia się” oraz „atakowania” stron. Nie do przyjęcia jest przecież naruszanie w internecie tajemnicy zawodowej w imię „dania odporu” hejtowi ze strony niezadowolonej rodziny pacjenta lub samego pacjenta. Takie reakcje są jednak częste chociażby ze strony producentów wadliwego i niewadliwego towaru oraz polityków i również dlatego bardzo niekorzystnie odbierane.
W subiektywnej ocenie autora tego tekstu pokazuje znacznie więcej błędów i nadużyć niż ma to miejsce w rzeczywistości, zawiera wiele (także być może słusznego) żalu pacjentów o niekorzystne efekty terapii, zapewne bardziej zmotywowanych do jego wyrażania niż osoby przeciętnie zadowolone i zadowolone z terapii, wiele błędnych informacji wynikających ze sporów ideologicznych a szczególnie dotyczących skuteczności leczenia prowadzonych przez „adwokatów” poszczególnych bardzo odmiennych szkół psychoterapii. Stąd pacjent lub jego bliskie osoby mogą wnioskować, że leczenie X jest znacznie lepsze od leczenia Y, zaburzenie Z jest zasadniczo nieuleczalne i nie ma już nadziei, ośrodek T jest pełen aroganckich szarlatanów, a gabinety W sp. z.o.o. zatrudniają same anioły.
Na co warto zwrócić zatem w sieci uwagę w celu zwiększenia bezpieczeństwa pacjenta, optymalizacji wyboru terapeuty? Może warto pominąć nachalnie i prostacko reklamowanych „specjalistów rangi światowej”, a nawet bardzo zgrabnie i elegancko opisanych „ekspertów od wszystkiego” szczególnie jeśli jedyne podstawy tej rangi zawiera tylko jedna – zapewne ich własna – strona internetowa. Można wspomóc się w doborze pacjent-terapeuta zewnętrznymi, weryfikowanymi przez stosowne instytucje (organy państwowe i uniwersyteckie, większe i starsze towarzystwa zawodowe i naukowe) listami terapeutów kształconych, certyfikowanych, posiadających najwyższe – superwizorskie dyplomy. Internet (pomimo ograniczeń związanych z RODO) pozwala się wciąż jeszcze czasem dowiedzieć kto gdzie praktykował przed otwarciem aktualnego gabinetu, kiedy zakończył studia (choć niestety sieć nie jest odporna na kreatywną autoreklamę w rodzaju „doświadczenie zdobywałam w Katedrze X” przy pominięciu, że było to podczas studiów i co najważniejsze trwało tylko przez 4 tygodnie, natomiast czytelnikowi pozostaje wrażenie zatrudnienia lub solidnego wykształcenia osoby w miejscu gdzie prawie nic nie robiła i żadnych uprawnień nie uzyskała). Dzięki sieci można się zorientować, który terapeuta się czym zajmuje lub zajmował, o czym publikował lub wygłaszał referaty i na jakiej rangi konferencjach. Można też znaleźć niekiedy informacje, w jakim tonie wypowiadał się o kolegach i pacjentach etc.
Zagadnienie transparencji (lub jak inni to nazywają nietransparencji) terapeuty szczególnie często podejmują teoretycy i klinicyści psychodynamiczni, i do nich odsyłając czytelnika po szczegóły, teraz można podkreślić, że po pierwsze wiedza jakiego psa ma terapeuta, czy ma dzieci, jest zaangażowany religijnie czy ekologicznie nie jest pacjentom potrzebna, a odciąga ich uwagę od sesji, a czasem powoduje stratę energii zarówno ich, jak i terapeuty. Po drugie, brak takiej wiedzy ułatwia skorzystanie z terapeuty jako czystego ekranu projekcyjnego pozwalającego pacjentowi na szersze poznanie swoich treści rzutowanych na tą płaszczyznę. Po trzecie, trudniej będzie prowadzić terapię zakłócaną częstymi odniesieniami do treści z mediów społecznościowych terapeuty (np. zdjęć z wakacji). Nawet sama podstrona „O mnie” na www gabinetu wymaga pewnej refleksji.
Podsumowując, terapeuci nie unikną Internetu, choć mogą z niego korzystać rozważnie, taki wyważony obraz siebie w sieci pozostawiając i to samo rekomendować pacjentom.
Jerzy Aleksandrowicz. Psychoterapia. Poradnik dla pacjentów. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków, 2004. ISBN 978-83-233-1890-3
Patricia Wallace. Psychologia Internetu. Rebis 2001.
John Suler The Psychology of Cyberspace. The Classic Text. Department of Psychology, Science and Technology Center, Rider University. Online: The Psychology of Cyberspace Dostęp online: 22.01.2022
dr n. med. Jerzy A. Sobański - psychiatra i psychoterapeuta, adiunkt w Katedrze Psychoterapii Collegium Medicum UJ, prowadzi od dwudziestu lat zajęcia dla studentów medycyny oraz studiów podyplomowych z zakresu psychoterapii. Autor publikacji z zakresu psychopatologii zaburzeń nerwicowych oraz skuteczności psychoterapii. Zastępca redaktora naczelnego dwumiesięcznika "Psychiatria Polska" i sekretarz Komitetu Redakcyjno-Wydawniczego Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Absolwent Wydziału Lekarskiego UJ CM, gdzie uzyskał stopień doktora nauk medycznych.
Podoba mi się
osób polubiło ten artykuł